niedziela, 11 grudnia 2016

W świecie smutnych ludzi

To dziwne, że ludzie ze strachu przed samotnością potrafią wiązać się z ludźmi, którzy ich unieszczęśliwiają. Dlaczego wychodzimy z założenia, że lepsze jest „coś” niż „nic”. I nie ma znaczenia, że z reguły to „coś”- a raczej „ktoś” zmienia nasze życie w zwykłą walkę o przetrwanie. 
Bo trzeba przecież kogoś mieć, stworzyć dom, urodzić dzieci i cieszyć się z tego, że nie jesteśmy sami. Nawet jeśli samotność miałaby przynieść więcej satysfakcji niż wspólna męczarnia, to i tak wybór okaże się jasny. Przecież trzeba w życiu iść ustaloną drogą. 
A droga dla ogółu jest tylko jedna. Nikt zdaje się nie dostrzegać, że jedni łamią na niej nogi, inni kręgosłupy a jeszcze inni tracą zmysły. Ludzie patrzą przed siebie i widzą jedną tylko autostradę z drogowskazami. Prawie wszyscy nią idą, więc po co w ogóle rozglądać się na boki. Coś co jest „dla każdego” musi być tez dla mnie.
I co z tego, że od rozgrzanego i wychodzonego asfaltu odchodzą wąskie ścieżki, o ciekawych fakturach. Prowadzą pomiędzy zielenią, krętymi pagórkami i nigdy nie wiadomo co znajduje się u kresu. Nie ma drogowskazów ani oznaczeń, a skoro tłumy tamtędy nie idą to pewnie nie warto. 
Może to chodzi o integrację, że jako masa chcemy się upodabniać to siebie? Z tej racji lepszym wyborem wydaje nam się „małe piekiełko” dzielone z innymi przedstawicielami gatunku niż „własna droga”. I nie ma znaczenia, że tylko idąc za głosem własnego wnętrza możemy uzyskać szczęście. Może wtedy też bylibyśmy samotni i niezrozumiani w świecie smutnych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz