I chociaż znalazłam rozwiązanie dla większości moich problemów, wiem co jest dla mnie, a co nie przyniesie mi nigdy ani szczęścia ani spokoju, to jednak bywa że się gubię.
Mam mętlik w głowie, a patrząc na ludzi, którzy pasą mnie swymi sloganami jak krowę na pastwisku, zaczynam wahać się w tym w co wierzę.
To trochę tak jakby próbowano mnie przekonać, że skoro wszyscy kochają masło to ja też muszę, przecież taki jest standard-taka jest norma.
A je nie cierpię masła. Wiem, że ludzie się nim zachwycają, ale każdy jego kawałek staje mi w gardle i wywołuje falę mdłości. Mój organizm odrzuca go choć nigdy nie przeżyłam żadnej traumy związanej z masłem, w domu jak wszyscy inni jedliśmy kanapki z masłem i ja też w pewnym okresie zmuszałam się do tej wątpliwej przyjemności. Dziś już tego nie robię. Słucham tego co podpowiada mi intuicja. Nie zmuszam się.
Czasem tylko pozwalam ludziom by burzyli mój spokój. Zastanawiam się czy podjęte przeze mnie wybory są właściwe i czy wędrówka na przekór standardom na pewno jest tym czego chcę. A potem męczę się z wizją życia jakie powinnam prowadzić a jakie zupełnie nie jest dla mnie.
Rozważam dlaczego nie zrobiłam tego czy owego, kiedy pojawił się odpowiedni moment. Przecież mogła żyć inaczej. Zupełnie inaczej…
I znów po wewnętrznej wojnie przychodzi do mnie otrzeźwienie.
Skoro czegoś nie zrobiłam to znaczy, że nie mogłam tego zrobić. Nie było to dla mnie. Nie mi było pisane.
Jedyne czego muszę dokonać to spróbować być szczęśliwą. A droga, która mnie zaprowadzi do celu nie ma właściwie znaczenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz