Opowieść jest pewnym, całkowicie hermetycznym
światem. Nic z zewnątrz nie ma do niej dostępu, a jedyne co wydostaje się na
zewnątrz, to przetrawione, ludzkie emocje. Czasami zupełnie nie adekwatne do
historii, związane raczej ze sposobem narracji, z barwą słów i stylem
opowiadającego, niż z treścią, która w opowieści zawsze powinna stać na
pierwszym miejscu. To ona niesie w sobie najistotniejszy sens, reszta jest
tłem, które mami nasze zmysły. Budzi wątpliwości i odbiera nam pewność, co jest czym,
tak naprawdę. Gdzie właściwie leży sedno sprawy? I czy faktycznie odbieramy
sygnały, które wysyła do nas opowiadający? W każdej historii pojawiają się bohaterowie.
Czasem jest ich kilku, czasem tylko jeden. Samotnie, na barkach dźwiga los
całego świata, włożony w tym przypadku, w jedno tylko istnienie. Głównym
zadaniem odtwórców głównych ról jest manipulacja naszymi uczuciami. Zasada ich
działania jest prosta. Mają właściwie tylko jeden cel. Przywiązać nas do „Człowieka
Stworzonego ze Słów”, na tyle mocno, byśmy bez chwili zastanowienie, gotowi
byli podążać za nim, do ostatniej karty jego losu. Do momentu, w której poza
osamotnioną czarną kropką zapanuje niczym niezmącona biel. Otchłań bez
właściciela, gotowa przyjąć na siebie kolejne losy, innego zupełnie już bohatera.
Czasem tylko nie uświadamiamy sobie, że powieść w rzeczywistości, nie mówi o bohaterze,
tylko o autorze…
niedziela, 12 stycznia 2014
środa, 8 stycznia 2014
Wieszczka Śmierci (4)
Zyskam miano
innej, dziwnej, nieprzystosowanej do życia, a może nawet chorej psychicznie,
tak samo jak Wieszczka Śmierci. Ona żyła innym życiem. Nie wiem czy taki był
jej świadomy wybór, czy też choroba za nią podjęła decyzję dotyczącą życia, ale
jej swoboda istnienia wzbudzała moją fascynację. Nie żyła zgodnie z zasadami
martwego miasteczka i wydawało się, że zupełnie nie przeszkadza jej świadomość
braku akceptacji. Być może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Słyszałam jak
rozmawiając z Zielarką, mówiła, że takie właśnie jest jej życie, a ona nie chce
żyć inaczej. W swoim szaleństwie i pozornej społecznej nieporadności, wydawała
się być szczęśliwsza niż ludzie, którzy budzili miejscowy zachwyt i szacunek.
Chciałam do niej dotrzeć i odkryć jej tajemnicę, miałam nadzieję, że pozwoli mi
to odnaleźć się w życiu, bo nieodparcie czułam że nie pasuję do otoczenia w
którym na co dzień przebywałam, a nie było nikogo z kim mogłabym szczerze
porozmawiać.
Ludzie bali
się rozmawiać. Owszem mówili, dużo i z zasady bardzo chętnie, ale były to
jałowe monologi, skupione na niczym. Jakby każdy mówił, ale nikt nikogo nie
słuchał. Żadnego porozumienia, najmniejszej próby dotarcia do wnętrza drugiego
człowieka. Jaki cel miałby temu służyć? Największym problemem w słuchaniu, jak
się okazało z czasem, była świadomość, że przypadkiem można otworzyć swój umysł
i faktycznie usłyszeć. A co jeśli wcale nie chce się słyszeć ? Wygodne życie,
to życie zamknięte. Ciągła bieganina, zapracowanie, mnóstwo ludzi wokół i
nieustający chaos, a wszystko po to by życie jakoś przetrwać. Nie przeżyć, nie
smakować czy poznawać, ale dotrwać do miejsca z którego nie będzie już powrotu.
I zapadnie ulga, że udało się ślepo i głucho, dojść do celu. Widzenie i
słyszenie, nie jest pożądane w martwym mieście. Nic co pozwala czuć i myśleć,
nie jest szczególnie interesujące.
I w końcu
natrafiła się okazja by zbliżyć się do Wieszczki. Wiedziałam, że dzień ten w
końcu nastąpi, ale nie mogłam przewidzieć czym dla mnie skończy się próba
poznania Karoliny. Letnim sierpniowym popołudniem, kiedy dni zaczynały być
coraz krótsze, a wiatry coraz chłodniejsze, poczułam nagle jak ktoś mimowolnie skupia moją uwagę. Intuicyjnie
przerwałam rozmowę ze sprzedawcą jabłek. Odwróciłam się na pięcie, dokładnie w
kierunku z którego owa koncentracja energii się pojawiała i zgodnie z
przeczuciem dostrzegłam w oddali kroczącą śpiesznie Wieszczkę. Mój umysł od
dłuższego czasu tak bardzo opętany był myślą o kobiecie, że podświadomie
odczytywałam pojawiające się zapowiedzi jej nadejścia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)