niedziela, 12 stycznia 2014

Opowieść...

      Opowieść jest pewnym, całkowicie hermetycznym światem. Nic z zewnątrz nie ma do niej dostępu, a jedyne co wydostaje się na zewnątrz, to przetrawione, ludzkie emocje. Czasami zupełnie nie adekwatne do historii, związane raczej ze sposobem narracji, z barwą słów i stylem opowiadającego, niż z treścią, która w opowieści zawsze powinna stać na pierwszym miejscu. To ona niesie w sobie najistotniejszy sens, reszta jest tłem, które mami nasze zmysły. Budzi  wątpliwości i odbiera nam pewność, co jest czym, tak naprawdę. Gdzie właściwie leży sedno sprawy? I czy faktycznie odbieramy sygnały, które wysyła do nas opowiadający?  W każdej historii pojawiają się bohaterowie. Czasem jest ich kilku, czasem tylko jeden. Samotnie, na barkach dźwiga los całego świata, włożony w tym przypadku, w jedno tylko istnienie. Głównym zadaniem odtwórców głównych ról jest manipulacja naszymi uczuciami. Zasada ich działania jest prosta. Mają właściwie tylko jeden cel. Przywiązać nas do „Człowieka Stworzonego ze Słów”, na tyle mocno, byśmy bez chwili zastanowienie, gotowi byli podążać za nim, do ostatniej karty jego losu. Do momentu, w której poza osamotnioną czarną kropką zapanuje niczym niezmącona biel. Otchłań bez właściciela, gotowa przyjąć na siebie kolejne losy, innego zupełnie już bohatera. Czasem tylko nie uświadamiamy sobie, że powieść w rzeczywistości, nie mówi o bohaterze, tylko o autorze…
                           







środa, 8 stycznia 2014

Wieszczka Śmierci (4)

Zyskam miano innej, dziwnej, nieprzystosowanej do życia, a może nawet chorej psychicznie, tak samo jak Wieszczka Śmierci. Ona żyła innym życiem. Nie wiem czy taki był jej świadomy wybór, czy też choroba za nią podjęła decyzję dotyczącą życia, ale jej swoboda istnienia wzbudzała moją fascynację. Nie żyła zgodnie z zasadami martwego miasteczka i wydawało się, że zupełnie nie przeszkadza jej świadomość braku akceptacji. Być może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Słyszałam jak rozmawiając z Zielarką, mówiła, że takie właśnie jest jej życie, a ona nie chce żyć inaczej. W swoim szaleństwie i pozornej społecznej nieporadności, wydawała się być szczęśliwsza niż ludzie, którzy budzili miejscowy zachwyt i szacunek. Chciałam do niej dotrzeć i odkryć jej tajemnicę, miałam nadzieję, że pozwoli mi to odnaleźć się w życiu, bo nieodparcie czułam że nie pasuję do otoczenia w którym na co dzień przebywałam, a nie było nikogo z kim mogłabym szczerze porozmawiać.

Ludzie bali się rozmawiać. Owszem mówili, dużo i z zasady bardzo chętnie, ale były to jałowe monologi, skupione na niczym. Jakby każdy mówił, ale nikt nikogo nie słuchał. Żadnego porozumienia, najmniejszej próby dotarcia do wnętrza drugiego człowieka. Jaki cel miałby temu służyć? Największym problemem w słuchaniu, jak się okazało z czasem, była świadomość, że przypadkiem można otworzyć swój umysł i faktycznie usłyszeć. A co jeśli wcale nie chce się słyszeć ? Wygodne życie, to życie zamknięte. Ciągła bieganina, zapracowanie, mnóstwo ludzi wokół i nieustający chaos, a wszystko po to by życie jakoś przetrwać. Nie przeżyć, nie smakować czy poznawać, ale dotrwać do miejsca z którego nie będzie już powrotu. I zapadnie ulga, że udało się ślepo i głucho, dojść do celu. Widzenie i słyszenie, nie jest pożądane w martwym mieście. Nic co pozwala czuć i myśleć, nie jest szczególnie interesujące.

I w końcu natrafiła się okazja by zbliżyć się do Wieszczki. Wiedziałam, że dzień ten w końcu nastąpi, ale nie mogłam przewidzieć czym dla mnie skończy się próba poznania Karoliny. Letnim sierpniowym popołudniem, kiedy dni zaczynały być coraz krótsze, a wiatry coraz chłodniejsze, poczułam nagle  jak ktoś mimowolnie skupia moją uwagę. Intuicyjnie przerwałam rozmowę ze sprzedawcą jabłek. Odwróciłam się na pięcie, dokładnie w kierunku z którego owa koncentracja energii się pojawiała i zgodnie z przeczuciem dostrzegłam w oddali kroczącą śpiesznie Wieszczkę. Mój umysł od dłuższego czasu tak bardzo opętany był myślą o kobiecie, że podświadomie odczytywałam pojawiające się zapowiedzi jej nadejścia.