Rozmawiałam z przyjaciółką o ludziach. Nie wiem czy ich analizowałyśmy czy po prostu obgadywałyśmy. Po godzinnych dywagacjach doszłyśmy do wniosku, że nie ma sensu skupiać się na innych tylko na sobie. Może warto zastanowić się jaka właściwie jestem?
W innych widzę daleko idącą hipokryzję, ale w sobie już nie umiem jej dostrzec. Bo przecież ja tak nie robię. Nie kłamię, nie oszukuję i nie rzucam słów na wiatr.
A potem spotykam kogoś kto uświadamia mi z całą mocą, że jednak taka jestem. Oceniam i krytykuję za wady, które sama mam.
W innych widzę daleko idącą hipokryzję, ale w sobie już nie umiem jej dostrzec. Bo przecież ja tak nie robię. Nie kłamię, nie oszukuję i nie rzucam słów na wiatr.
A potem spotykam kogoś kto uświadamia mi z całą mocą, że jednak taka jestem. Oceniam i krytykuję za wady, które sama mam.
Zastanawiam się nad tym, jak silny wpływ na to jacy jesteśmy ma fakt, z jakimi ludźmi aktualnie przebywamy. Z natury nie jestem kłótliwa, a znam mężczyznę, który średnio raz w tygodniu doprowadza mnie do wybuchu. Kolega, który mimo miliona zalet, które posiada, potrafi wzbudzić we mnie skrajną irytację. Problem jest w nim, czy we mnie? Może to zbyt daleko idące rozważania, ale gdyby pojawił się ktoś kto kazał by mi strzelać, to strzelałabym? Czy to znaczy że tworzą mnie ludzie, czy to ja tworzę ludzi? Kiedy właściwie jestem sobą i jaka jestem, jeśli przy różnych osobach uwidaczniają się moje skrajne natury. A wszystkie one są jakby składową mnie. Bo człowiek ma w sobie dwa wilki, tak jak dwie natury. Bodźce zewnętrzne i siła charakteru generują którą z twarzy pokażemy…oby była to twarz, która da nam szczęście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz