niedziela, 10 kwietnia 2016

sobota, 9 kwietnia 2016

Niemożliwe nie istnieje

 Piotr usiadł w starym, wygodnym fotelu. Rozłożył długie nogi w niebieskich jeansach i oparł się wygodnie o ciemno bordowy materiał siedziska. Wzrok utkwił w przestrzeni, tuż nad moją głową, zamarł w bezruchu, zupełnie jakby pochłonął go wewnętrzny świat. Z jego oczu bił spokój, wiedziałam że jest tym samym człowiekiem, który był tu ostatni raz kilka miesięcy temu. Piotr był Piotrem i to czyniło świat bezpiecznym i przyjaznym. Nie mówił zbyt wiele, ale słowa nie były potrzebne. 
                 Fotel stał w tym miejscu od zawsze, a przynajmniej od momentu kiedy zaczęłam pracę, wiele lat temu. Piotr pojawiał się rzadko, a jego wizyty zawsze trwały tylko chwilę. Nigdy nie było pewne kiedy się pojawi i kiedy zniknie, ale ślad jego obecności jeszcze długo unosił się w pokoju. Niepojęta siła emanująca wprost z jego duszy krążyła w powietrzu i nie chciała opuścić pomieszczenia. Nie wiem czy Piotr miał świadomość mocy która w nim tkwiła. Był mężczyzną dla którego rzeczy niemożliwe nie istniały. Jednym z tych wyjątkowych ludzi, których marzenia stawały się rzeczywistością. Oni nie marzyli jedynie w skrytości własnych myśli, ale urzeczywistniali najskrytsze pragnienia. Nie istniały dla nich przeciwności, których nie byliby w stanie zwalczyć. Z takim darem trzeba się urodzić. Nie można go ot tak po prostu posiąść. 
                      W jego oczach ukryty był klucz do świata, do którego nikt nie miał dostępu. Odległy i nieznany, ale fascynujący. Nie mogłam mu tego powiedzieć, ale kiedy patrzyłam w ciemne tęczówki jego oczu, z za otchłani w której się krył, wyłaniały się obrazy, które były częścią jego przyszłości. Widziałam jak wędruje po odległych krainach, jak oddaje się muzyce, z której był stworzony. Zawsze w otoczeniu ludzi którzy prawdziwie go kochają. W jego wnętrzu ukryte było wszystko co mogło uczynić go szczęśliwym, mógł spełnić każde marzenie, każdy plan. Był Panem Świata! Patrzyłam na niego ciesząc się z tego jaki był.
                    Siadał zawsze na tym samym zakurzonym fotelu i chociaż mijały lata, a obrazy za oknem notorycznie zmieniały swoje barwy i kształty, w pokoju w magiczny sposób czas stał w miejscu. Zewnętrzny świat nie miał wpływu na rzeczywistość w pokoju, nie miał wpływu na nas.
                   Lubiłam na niego patrzeć kiedy opowiadał o ludziach którzy byli dla niego ważni. Nie zapomnę widoku jego twarzy kiedy wspominał o swoim synku Wojtusiu, to było dla mnie całkowicie niepojęte, co znaczy kochać tak bardzo drugiego człowieka. Uczucie wypływały na jego twarz i można było z niej czytać jak z otwartej księgi. W takich chwilach jego postać promieniała blaskiem, którego nic nie było w stanie przyćmić. Nie potrafiłby tego ukryć. Bardziej z faktu że Piotr ma Wojtka, cieszyła mnie myśl że Wojtuś ma Piotra. Ludzie zrodzeni są z miłości i dzięki niej potrafią żyć, chłopiec bardziej potrzebował ciepła, zrozumienia i miłości niż jego ojciec. Takie są prawa natury.
                       Fotel znów stał pusty. Piotra dawno już nie było, ale nie martwiło mnie to. W głębi duszy zawsze czułam, że Piotrowi pisane jest szczęście, miłość i spełnienie. Nie musiałam martwić się o realizację jego marzeń, bo byłam pewna, że on może dokonać wszystkiego. Nie było dla niego rzeczy niemożliwych...