Kobieta, w oczach
rodziców, wciąż była dzieckiem, choć wiek jej od dawna przestał na to
wskazywać. Była spontaniczna i nieokiełznana, tak samo jak dzieci, które nie
znają jeszcze sztywnych norm i sztucznie wyuczonych, społecznych zachowań.
Kobieta nie znała norm, a nawet jeśli, to zupełnie nie przyjmowała ich jako
obowiązujące. Nie musiała udawać i nie chciała tego robić, było to zupełnie
wbrew jej temperamentowi. W okresach, gdy zmuszano ją do przyjmowania leków,
zachowywała się poprawnie. Była ospała i przytępiona, ale nie budziła w
ludziach niepokoju. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, nie miała nawet ochoty
żyć, a myślenie przychodziło jej z trudem.
Czuła się jak manekin, którego ktoś
popchnął i tylko ze względu na siłę rozpędu kroczył po alejkach, do czasu aż
resztka energii została zużyta. Wówczas ogarniała ją senność, której nie była
się w stanie przeciwstawić. Z natury kochała sen, ale nie ten po lekach.
Chemiczne pastylki sprawiały, że nie śniła w ogóle, a tuż po przebudzeniu była
tak samo zmęczona jak w chwili zasypiania. Było to nieprawdopodobne, a jednak
stało się jej udziałem. Pastylki zabijały w niej wszelkie przejawy życia, choć
lekarze uważali, że musi je stosować by dzięki nim zabić objawy choroby.
Objawy, bo przyczyn nie dało się zniwelować. Były cechą jej osobowości, a
wyeliminować mogła je, jedynie śmierć. Innej metody nie było.
Wpatrując
się w jej sylwetkę z daleka, nie trudno
było odgadnąć jaki etap aktualnie przeżywa. Podczas ataków szaleństwa, bez
względu na temperaturę, biegała bosa, z
rozczochranymi włosami, co zupełnie nie przystawało kobiecie w jej wieku. Uwzględniając
powszechnie panujące normy, takie zachowanie nie było akceptowane, ale choroba
psychiczna uznawana była za okoliczności łagodzące, owe nadużycie.
Kasztanowo-srebrzysta zasłona włosów unosiła się w powietrzu, całkowicie
poddając się władaniu wiatrom, hulającym po dolinie. Karolina była wówczas
silnie pobudzona, a zwielokrotnione emocje wręcz malowały się na jej obliczu. Całą
swoją postacią wyrażała jak prawdziwie żyje. Nie można było tego nie dostrzec.
Było to mimo swej niepoprawności, całkowicie fascynujące. Postać jej, niemal
unosiła się nad powierzchnią ziemi, tak bardzo była naładowana nieznaną energią.
Mówiła do
ludzi o tym, że będą umierać. Pytała ich czy o tym wiedzą, czy naprawdę zdają
sobie sprawę, że nie zostaną tu na długo? Patrzyła w jakąś przypadkową twarz
przechodnia i wbijała w niego, nieustępliwy wzrok, jakby zmuszała tym samym, do
zastanowienia się nad sensem życia, rozpatrywanego w aspekcie nieuniknionej
śmierci. Twierdziła, że zna sekret i że chce, by i oni go poznali. Upierała się
pewnością nieznoszącą sprzeciwu, że tylko świadomość śmierci pozwoli im żyć tak
naprawdę. Chciała by dostrzegli jak bardzo są uśpieni, nie dopuszczając do siebie prawdy.
Czyniło ich to jedynie odtwórcami , narzuconych z góry ról. O niczym nie
decydowali, tak bardzo uciekali od życia, że przestali nim władać.
Konsekwentnie zabijali czas, nie wiedząc przy tym, że to czas ich zabijał, a
najbardziej wyniszczała ich martwota, której dobrowolnie się oddawali.
I tak
zrodziła się nazwa Wieszczka Śmierci. Była nieco lekceważąca, bo nikt na głos
nie przyznawał, że traktuje jej słowa poważnie. Niektórzy jednak, w zaciszu
czterech ścian, zastanawiali się z niepokojem, rozmyślając o śmierci, która z
upływem każdej sekundy, była coraz bliżej. Kiedy Karolina miewała ataki, twarz
jej promieniała, a cała postać zdawała się emanować wewnętrznym światłem, jakby
naprawdę przeżywała oświecenie. Może faktycznie poznała tajemnicę życia której ogół
nie pojmował? A może po prostu była bardziej szalona niż ktokolwiek mógł
przypuszczać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz