środa, 11 grudnia 2013

Wieszczka Śmierci (3)

           Kobieta, w oczach rodziców, wciąż była dzieckiem, choć wiek jej od dawna przestał na to wskazywać. Była spontaniczna i nieokiełznana, tak samo jak dzieci, które nie znają jeszcze sztywnych norm i sztucznie wyuczonych, społecznych zachowań. Kobieta nie znała norm, a nawet jeśli, to zupełnie nie przyjmowała ich jako obowiązujące. Nie musiała udawać i nie chciała tego robić, było to zupełnie wbrew jej temperamentowi. W okresach, gdy zmuszano ją do przyjmowania leków, zachowywała się poprawnie. Była ospała i przytępiona, ale nie budziła w ludziach niepokoju. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, nie miała nawet ochoty żyć, a myślenie przychodziło jej z trudem. 

        Czuła się jak manekin, którego ktoś popchnął i tylko ze względu na siłę rozpędu kroczył po alejkach, do czasu aż resztka energii została zużyta. Wówczas ogarniała ją senność, której nie była się w stanie przeciwstawić. Z natury kochała sen, ale nie ten po lekach. Chemiczne pastylki sprawiały, że nie śniła w ogóle, a tuż po przebudzeniu była tak samo zmęczona jak w chwili zasypiania. Było to nieprawdopodobne, a jednak stało się jej udziałem. Pastylki zabijały w niej wszelkie przejawy życia, choć lekarze uważali, że musi je stosować by dzięki nim zabić objawy choroby. Objawy, bo przyczyn nie dało się zniwelować. Były cechą jej osobowości, a wyeliminować mogła je, jedynie śmierć. Innej metody nie było.


               Wpatrując się w  jej sylwetkę z daleka, nie trudno było odgadnąć jaki etap aktualnie przeżywa. Podczas ataków szaleństwa, bez względu na temperaturę,  biegała bosa, z rozczochranymi włosami, co zupełnie nie przystawało kobiecie w jej wieku. Uwzględniając powszechnie panujące normy, takie zachowanie nie było akceptowane, ale choroba psychiczna uznawana była za okoliczności łagodzące, owe nadużycie. Kasztanowo-srebrzysta zasłona włosów unosiła się w powietrzu, całkowicie poddając się władaniu wiatrom, hulającym po dolinie. Karolina była wówczas silnie pobudzona, a zwielokrotnione emocje wręcz malowały się na jej obliczu. Całą swoją postacią wyrażała jak prawdziwie żyje. Nie można było tego nie dostrzec. Było to mimo swej niepoprawności, całkowicie fascynujące. Postać jej, niemal unosiła się nad powierzchnią ziemi, tak bardzo była naładowana nieznaną energią.

      Mówiła do ludzi o tym, że będą umierać. Pytała ich czy o tym wiedzą, czy naprawdę zdają sobie sprawę, że nie zostaną tu na długo? Patrzyła w jakąś przypadkową twarz przechodnia i wbijała w niego, nieustępliwy wzrok, jakby zmuszała tym samym, do zastanowienia się nad sensem życia, rozpatrywanego w aspekcie nieuniknionej śmierci. Twierdziła, że zna sekret i że chce, by i oni go poznali. Upierała się pewnością nieznoszącą sprzeciwu, że tylko świadomość śmierci pozwoli im żyć tak naprawdę. Chciała by dostrzegli jak bardzo  są uśpieni, nie dopuszczając do siebie prawdy. Czyniło ich to jedynie odtwórcami , narzuconych z góry ról. O niczym nie decydowali, tak bardzo uciekali od życia, że przestali nim władać. Konsekwentnie zabijali czas, nie wiedząc przy tym, że to czas ich zabijał, a najbardziej wyniszczała ich martwota, której dobrowolnie się oddawali.

I tak zrodziła się nazwa Wieszczka Śmierci. Była nieco lekceważąca, bo nikt na głos nie przyznawał, że traktuje jej słowa poważnie. Niektórzy jednak, w zaciszu czterech ścian, zastanawiali się z niepokojem, rozmyślając o śmierci, która z upływem każdej sekundy, była coraz bliżej. Kiedy Karolina miewała ataki, twarz jej promieniała, a cała postać zdawała się emanować wewnętrznym światłem, jakby naprawdę przeżywała oświecenie. Może faktycznie poznała tajemnicę życia której ogół nie pojmował? A może po prostu była bardziej szalona niż ktokolwiek mógł przypuszczać?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz