Straszna wichura. Całą noc wiało, tak mocno, że słyszałam jak dach trzeszczy. Dzwonki przy oknie falują na wietrze, więc wciąż słychać dzwonienie. Zazwyczaj lubię ten odgłos, ale teraz jest taki natarczywy. Wzbudza raczej niepokój niż radość, jakby dzwonienie zwiastowało nadejście czegoś, co niekoniecznie musi być dobre. Mam pokój na poddaszu, więc słyszę wszystkie odgłosy zewnętrznego świata. Przez chwilę nawet wydawało mi się, że z za okna dochodzą jakieś zawodzenie niczym głosy z innego wymiaru. Nocą każdy dźwięk nabiera mocy, rozdziera ciszę i potęguje wrażenie przerażenia.
Teraz też widzę, przez okno jak drzewa uginają się pod naporem masy powietrza. Tylko czekać aż któreś wkrótce nie wytrzyma i strzeli z hukiem. Huśtawka w ogrodzie, sama rusza się, choć nikt się na niej nie buja. A może, ktoś tam jednak siedzi, tylko nie widać jego postaci? Może to ktoś, kto nie ma już dostępu do ziemskiego świata, a jakaś moc przyciąga go do huśtawki? Włączyłam muzykę, żeby zagłuszyć to co dzieje się na zewnątrz. Zaczynam odczuwać dziwny niepokój... Coś się dzieje w przyrodzie i nie da się tego nie dostrzec.
Kiedy byłam jeszcze mała, w okresie święta zmarłych, często mówiono o tym, że trzeba bardzo uważać, żeby coś z zewnątrz się do nas "nie przyczepiło". Chodziło o niespokojne dusze, które poniekąd identyfikowano z silnymi wiatrami. Wiatr zawsze wnosi zamęt do życia, budzi do życia to co ukryte i równie często motywuje do działania tych którzy już żyć nie chcą. Najwięcej samobójców jest w wietrzne dni. Jak bywałam na wsi, u ciotki, to często kiedy mocno wiało, ludzie mawiali że ktoś się pewnie znowu powiesił. Najlepsze, że to co wówczas brałam za zabobon, sprawdzało się w rzeczywistości. Po wichurze dochodziły do wioski doniesienia, że faktycznie ktoś odebrał sobie życie. Raz nawet sąsiad mojej ciotki, znalazł w lesie ciało kobiety, wiszącej na gałęzi. Prawdopodobnie była nieszczęśliwie zakochana i nie chciała już dłużej żyć. Odciął ją i położył na ziemi, a potem poszedł do najbliższego domostwa by powiadomić policję.
Wiatr jest tak silny, że przewrócił wiele drzew w moim lesie. Żywioł połamał je bezlitośnie i porozrzucał w promieniu kilku metrów. Wygląda to trochę tak jakby potężny olbrzym bawił się drewnianymi patyczkami. Dziwnie patrzy się na to, tym bardziej, że przez całe swoje życie widziałam te wysokie "patyczki", które w przeciągu kilku chwil straciły swoje życie. Dorastałam wśród nich, a teraz po prostu zniknęły. Widać tylko zdewastowane drewno bo drzew już nie ma. Odeszły w przeszłość po kilkuminutowej walce z wiatrem. Opór nie zdał się na nic. Tej walki po prostu nie można było wygrać. Ich przeznaczenie się wypełniło tej nocy.
Pamiętam, że jak byłam młodsza i szliśmy na groby to mama wiązała nam czerwone wstążki wokół rąk. Sobie też taką wiązała, tylko tato nigdy nie dawał się namówić. Nie wierzył, żeby kawałek czerwonego materiału może uchronić przed zagubionymi duszami. Matka mówiła, że na to "przyczepienie się dusz" o którym tyle mówiono narażone są najbardziej dzieci i kobiety. Ze względu na wrażliwość i łatwość nawiązywania kontaktu ze światami, których realiści zupełnie nie są w stanie sobie nawet wyobrazić. Ojciec jest realistą, nikt z zagubionych nie odnalazłby do niego drogi. Był zatem bezpieczny.
Babka przed świętem zmarłych też zawsze się niepokoiła. Kiedy wiały wiatry, takie jak ten dzisiejszy, mawiała że to zmarli chcą się wydostać. Walczą z innym światem, żeby móc ponownie odrodzić się w materialnej rzeczywistości i móc jeszcze raz przeżyć życie. Naprawić stare błędy i zemścić się na tych, którzy przyczynili się do tego, że trafili do Świata Cieni. Babka często powtarzała, że jedyną formą życia poza tym, które jest nam obecnie znane, jest miejsce w którym przebywają dusze, pragnące naprawić swój los. Mówiła nam, żebyśmy uważały na to jak traktujemy ludzi, bo ze Świata Cieni bardzo trudno się wydostać. Mało kto dostaje taką szansę. Wtedy myślałam, że babka nas straszy, żeby wymóc na nas posłuszeństwo, ale ona w to naprawdę wierzyła. Pamiętam jej oczy, kiedy o tym mówiła, była wówczas przerażona, jakby sama skrywała tajemnice, które mogłyby zaprowadzić ją to mrocznej krainy. Uczyniła coś złego, do czego bala się przyznać?
Ponoć jeśli ludzie są bardzo wrażliwi i uczuciowi, to mogą nieświadomie pomóc cierpiącym duszą, biorąc ich los na swoje barki. Taka dusza jakby przyczepia się do człowieka. W pewnym stopniu próbuje przejąć ludzkie życie, pragnie nim zawładnąć, bo ciało człowieka jest mu potrzebne do naprawienia losu, który kiedyś zaprzepaścił. Człowiek z "przyczepioną" duszą często popada w różnego rodzaju zaburzenia psychiczne, nie zdając sobie sprawy, w czym tkwi przyczyna takiego stanu. Dlaczego ich los jakby przestał być ich losem. Nie wiedzą co się dzieje. Ponoć ludzie Ci zaczynają gorzej widzieć i słyszeć. Obraz widziany ich oczami, staje się niewyraźny, kształty tracą swą wyrazistość, a barwy intensywność. Odgłosy natomiast są bardzo odległe i jakby wyciszone, nieco głuche.
Tak się dzieje, bo dusza w ten sposób próbuje odciąć żywego od świata ludzi. Kiedy przestanie on słyszeć i widzieć taki świat jaki widzą inni ludzie, jego dusza zostanie przejęta za życia. A wtedy nie wiadomo już kto jest kim...czy martwy staje się żywym, czy też żywy przemienia się w martwego, mimo iż w jego piersi wciąż bije serce.
świetnie piszesz, masz talent! oby tak dalej zapraszam http://atakujac-rzeczywistosc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń