Usiadłam na przeciwko kobiety. Stołek był
już przygotowany. Odsunięty od stołu, by ułatwić siadanie, jakby wręcz czekał
na kolejnego gościa. Na historię, która wkrótce
zostanie wysnuta i wyzwolona w przestrzeń niewielkiego pomieszczenia.
Zmiesza się z powietrzem, dymem tytoniowym wydmuchiwanym z płuc gospodyni i
bliżej nieokreśloną materią, która poniekąd tworzy rzeczywistość. Pojawi się i
zniknie, tak jak wszystko na tym świecie. Teraz jest wszechświatem, ale po
upływie krótkiej chwili, odejdzie do przeszłości. Pozostanie jako wspomnienie.
To co teraz jest całym istnieniem, po chwili obróci się w bezimienną nicość.
Jak pył szybujący wraz z wiatrem.
Kobieta nakazała
mi przysunąć krzesło bliżej blatu, tak by mogła mieć ze mną swobodny kontakt. Miała
rude, krótkie włosy, czerwone paznokcie i wyrazistą twarz, oceniając na oko, około sześćdziesięcioletniej matrony. Nie tak
ją sobie wyobrażałam pewnie, dlatego że od zawsze żyłam w przekonaniu, że
wróżka powinna być eteryczną istotą, która poprzez swój dar już na pierwszy
rzut oka, wyraźnie odróżnia się od reszty bezbarwnej masy pogrążonej w snuciu
realnego życia. Nie wiedziałam jak mam do niej mówić, nie znałam jej imienia, a
słowa „Pani Wróżko” zupełnie nie przechodziły mi przez gardło, nie pasowały do
sytuacji. Niby była to magiczna chwila, a jednak otoczka zwyczajności psuła wyjątkową
aurę. Nie było świec, kadzidełek ani innych typowych przedmiotów, tylko karty
na stoliku nadawały nieco inny, charakter temu spotkaniu. Reszta niczym nie
odbiegała od standardowego pomieszczenia, przeciętnych ludzi z sąsiedztwa.
Stół był
drewniany, chyba lipowy. Na blacie leżała barwna cerata w niezbyt wyszukany
motyw kwiatowy. Dominowały gryzące się nieco kolory żółci i czerwieni. Miałam
czas by przyjrzeć się pomieszczeniu, bo do kobiety zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę starodawnego telefonu, w
dobie zdominowanej przez telefony komórkowe. Nasze spotkanie, więc zostało
przerwane zanim w ogóle zdążyło się rozpocząć. Słyszałam jej głos, mocny i typowo
racjonalny, trochę zbyt chrypliwy jak na kobietę, a jednak jego dźwięk był
przyjemny dla mych uszu. Nieco egzotyczny, ale na swój specyficzny sposób
melodyjny. Wróżka doradzała przyjaciółce, ale była to typowo przyjacielska rada,
niezwiązana ze światem magii. Nader zwyczajna pomoc w potrzebie człowiekowi,
który nie do końca ma pojęcie jak rozwikłać swój problem i szuka pomocy z
zewnątrz. Widać rudowłosa istota, budziła w ludziach zaufanie, na tyle że
składali na jej ręce zmartwienia, licząc na jej mądrą radę i współczucie.
Na
jasnoszarych kafelkach, pokrywających kuchenną podłogę, stały dwie metalowe miski. Jedna napełniona
wodą, druga natomiast karmą dla zwierząt. Nie sposób było odgadnąć czy mała
jadalnia, należała do kota czy też niewielkiego psa, bo przez całe spotkanie w
kuchni nie pojawiło się żadne stworzenie. Patrzyłam kątem oka na korytarz
prowadzący do kolejnego pomieszczenia, ale żadna mała istotka nie wypełzła
zaciekawiona głosami dochodzącymi z jadalni. Musiała chyba spać spokojnie w innym
pomieszczeniu, przyzwyczajona do tego, że jego pani nie miała czasu
popołudniami. To był czas przeznaczony dla klientów i żadne pieszczoty ani
skupianie na sobie uwagi nie wchodziło w grę. Zwierzęta szybko potrafią
przywyknąć do narzucanych im reguł. Niekiedy nawet, następuje to zdecydowanie szybciej niż u myślących ludzi.
Z rozmyślań
dotyczących lokum, zamieszkiwanym przez kobietę, wyrwały mnie słowa : „Słuchaj
kochana, oddzwonię do Ciebie później, teraz mam klientkę”. Wtedy wiedziałam, że
nadszedł mój czas i zaczęłam skupiać swoją uwagę na osobie, po której widzenie
przyszłam. Kobieta energicznie odłożyła słuchawkę, zapaliła kolejnego papierosa
i poprosiła bym pokazała jej dłonie. Kłęby tytoniowego dymu wydmuchiwała, odchylając
głowę ku prawej stronie. Robiła to z naturalnym wdziękiem. I choć umiejętność
palenia nie jest ani cechą wrodzoną, to jednak sprawiała wrażenie jakby
papieros był nieodłączną częścią jej osobowości. Tak samo zresztą, jak
farbowane na rudo włosy i szpiczaste paznokcie u palców dłoni. Wyciągnęłam ręce
i nieśmiało położyłam je na blacie. Przytłumiona sytuacją, automatycznie
zwróciłam dłonie wewnętrzną stroną do stołu. Kobieta ruchem ręki nakazał mi
odwrócenie dłoni ku niej. Jak inaczej mogła opowiedzieć mi o przepowiedni?
Nie byłam
pewna ani sytuacji w której się znalazłam, ani tego czy faktycznie chcę znać
swoją przyszłość. Być może tylko mi się zdawało, że jestem na to gotowa i że
tego właśnie oczekuję. Pragnę poznać swoje przeznaczenie. Po prostu chcę
zaspokoić ciekawość i ukoić niepokój, który nie pozwala mi spojrzeć ze spokojem
na teraźniejszość.
A co, jeśli
dowiem się czegoś, czego wcale nie powinnam usłyszeć? Słowa przepowiedni, które
zawładną moim umysłem i nie pozwolą mi normalnie funkcjonować? Przecież może i
tak się przydarzyć, nikt mi nie zagwarantuje, że owo spotkanie nie zaowocuje w
destrukcyjne dla mej osobowości, konsekwencje. Nie ma takiej gwarancji. Każde, bowiem
przedsięwzięcie łączy się z ryzykiem, ryzykiem, które poniekąd trzeba podjąć.
Nawet w najpopularniejszych
religiach, nie zaleca się chodzenia do jasnowidzów, czasem wręcz zakazuje tego
procederu, strasząc potępieniem w piekle nie dlatego, że jest to czymś złym
jako czynność sama w sobie, tylko dlatego że ludzie są zbyt słabi, a zbytnia
wiedza może doprowadzić ich do szybkiej autodestrukcji. Staną się marionetkami,
tyle że nie szatana, który nimi niejako zawładnie, tylko samych siebie. Ich
proroctwo zacznie spełniać się w formie samorealizującej się przepowiedni i bez
wątpienia nie dlatego, że tak mówi wróżka, tylko dlatego, że wiedząc o złu
które może im się przydarzyć sami zaczną je do siebie przyciągać. Podświadomie
uczynią wszystko, by sprawdziło się ich przeznaczenie, bo nie przyjdzie im do
głowy, że można go uniknąć. A czy właściwie można uniknąć przeznaczenia? Da się
zmodyfikować los zapisany w gwiazdach, czy też zawsze będzie się twórcą i
jedynym panem swojego życia, mamy przecież wolną wolę? Ale czy na pewno tak
jest?
Ludzie,
którzy żyją tak a nie inaczej, których niekiedy chciałoby się potrząsnąć by
przestali poruszać się we mgle i zaczęli decydować o swoim losie. Czy i oni
mają wpływ na zmianę swojego losu, czy są jak rzeka która płynie zgodnie z przypisanym jej konkretnym korytem. Czasem widząc
takie przypadki, krzyczę niemo: ”Obudź się, Twoje życie nie może być takie bezsensowne”,
„Przestań zwalać winę na cały świat, spróbuj zawalczyć o to, czego pragniesz”,
„Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, że to, co widzisz nie jest jedyną drogą?”.
Oni jednak nigdy mnie nie słyszą.
Nie mam odwagi
powiedzieć tego wprost, nie mam nawet prawa by to czynić. Bo jak powiedzieć
komuś, że zmarnował swoje życie i uwił wokół siebie kokon marazmu i
bezsilności. Nikt nie wyciągnie go z tej pułapki, jeśli on sam tego nie dokona.
A co jeśli nie wie? Jeśli nie zdaje sobie sprawy, że to, co jest, wcale nie
jest tym, czym jest. Dziwne? Wcale nie, to nie magia tylko relatywne spojrzenie
na tę samą rzeczywistość. Na świat, w którym nie ma ani dobra ani zła, są tylko
myśli, uczucia i związane z nimi subiektywne działania.
A jeśli umrę
nie wiedząc, że mogłam żyć inaczej, jeśli źle zapisałam swoją drogę. Wybrałam
niewłaściwe ścieżki i ominęłam, co ciekawsze miejsca. Może to nie gwiazdy,
tylko ja sama odpowiadam za to, czym się stałam, za życie, które dotychczas prowadziłam
i za wybory, które podjęłam. Może…
Kobieta
ścisnęła moją dłoń mocno. Przyglądała się raz zarazem prawej i lewej kończynie,
jakby coś porównując. Patrzyła przez chwilę z uwagą zanim zaczęła mówić.
Opowiadała o liniach, które wyryte zostały na mojej dłoni. Nie zdawałam sobie
sprawy, że tylu ile ludzi, tyle jest różnych losów. Każda dłoń opowiada inną
historię, tak samo jak nie da się porównać linii papilarnych dwóch różnych
palców. Brzmiało to dosyć abstrakcyjnie a jednak wiedziałam, że to musi coś oznaczać.
Natura z jakiegoś powodu zadecydowała, że nie będziemy się powtarzać, a to, co
można odczytać z ręki człowieka, różni się. Inne życie i inne losy, inne
przeznaczenia.
Moje życie,
zgodnie ze słowami wróżki, miało być ciekawe i dobre. Nie przepowiadała mi
żadnych tragedii, które mogłyby zniszczyć, to, na co dotychczas pracowałam. Chociaż
z jej słów wywnioskowałam, że linia tragedii, nie pojawia się na dłoni wraz z
urodzeniem. Jeśli w ogóle na niej jest to, dlatego, że zarysowuje się w którymś
okresie życia, nie należy, zatem do linii stałych. Przypisana jest tylko
niektórym. Nie ma chyba pewności, że jeszcze kiedyś znajdę jej zarys na skórze.
Zaciekawiła
mnie swoimi słowami, zaintrygowała już od samego początku, dokładnie od chwili,
gdy zapytała mnie o problem z oczami. O wadę genetyczną, która zaczynała się u
mnie nasilać w ostatnim czasie, a o której niewiele osób w ogóle wiedziało.
Właściwie to ja sama zdawałam sobie z niej sprawę zaledwie od roku. Spojrzała
na dłoń, na zagłębienie fałd, które się utworzyło po wygięciu dłoni i było dla
niej jasne, że moim problemem są oczy. Nie wgłębiała się w szczegóły, nie
pytała mnie o mgłę, która coraz częściej mnie otacza, ani o dolegliwości
towarzyszące schorzeniu. Najwyżej będziesz nosić okulary-skwitowała,
bagatelizując siłę problemu. Od lekarzy słyszałam, że wada, którą posiadam, nie
jest możliwa do wyleczenia. Nie jest też szczególnie groźna, chociaż z czasem
może przysporzyć mi kłopotu w postaci słabszej ostrości widzenia. Po prostu
musiałam zaakceptować to, czego zmienić nie byłam w stanie. Dobrze mi to szło,
nie walczyłam z rzeczami, które dotychczas nie przysparzały mi zbytnich
zmartwień.
Po
wysłuchaniu, tych kilku uwag, z ust kobiety trzymającej moją dłoń, zrozumiałam,
ze nie musi odpowiadać wymyślonemu przeze mnie mistycznemu wizerunkowi, jeśli
tylko naprawdę potrafi przepowiadać los. Nie ma znaczenia czy jest otulona w
tiule i ma długie naturalnie jasne włosy, by posiadać wiedzę, którą bez
wątpienia miała. Magia jest wszędzie, nie koniecznie tam gdzie spodziewamy się
ją dostrzec. Czasem po prostu nas otacza, a my nie umiemy dostrzec jej
obecności, stłamszeni szarym życiem w szarej masie bezrozumnych współbraci.
Gdybym spotkała ją na ulicy, przez myśl by mi nie przeszło, że ta kobieta
potrafi odczytywać ludzki los, że odróżnia się od reszty i ma rozwinięty szósty
zmysł. Była barwna, owszem, ale w jej fizjonomii nie było nic wyjątkowego.
Ładna, zadbana, masywna kobieta w okolicach sześćdziesięciu lat. Tyle mogłabym
o niej powiedzieć, tylko tyle było jasne, nic ponadto.
Mówiła przez
dłuższy czas o tym, co widzi w mej dłoni, a później rozkładała karty by
potwierdzić pewne fakty i dodać nowe, które z dłoni nie były możliwe do
odczytania. Fascynowało mnie to, co mówiła, stanowiło totalne novum. Opisując mą
dłoń powiedziała, że mam silnie rozwiniętą linię losu, inaczej zwaną też linią przeznaczenia.
Powiedziała, że nie na wszystko w moim życiu mam wpływ, pewne rzeczy po prostu
się dzieją, bo muszą się wydarzyć i nie ma na to rady. Nie zapobiegnę temu, co
jest wpisane w moją istotę. To coś jak karma odziedziczona poniekąd z innych
wcieleń. Dodała, widząc moje nieukrywaną zaciekawienie, że wbrew pozorom, nie
na każdej dłoni widoczna jest linia przeznaczenia. Niektórzy jej nie mają. Nie
wiele jest takich osób, ale pojawiają się sporadycznie. Uważa się, że takie
jednostki, są kowalami własnego losu i nie mogą swej doli czy też nie doli
zrzucać na przeznaczenie, bo jego władanie ich akurat nie obejmuje. Urodzili są
z czystą kartą, która dopiero z biegiem lat zostanie zapisana. W jaki sposób to
nastąpi, zależy już tylko od nich.
Kiedy
wyszłam od kobiety poczułam się wyjątkowo zmęczona. Odpłynęła ode mnie cała
energia i byłam zupełnie jak bezwolna marionetka. Nie wiem czy wynikało to z
towarzyszących mi wcześniej emocji-zawsze, bowiem człowiek mimo woli, zawsze obawia
się, że dowie się o rzeczach, których wcale nie chciałby wiedzieć. Czy też po
prostu spotkanie z medium było silnym psychicznie przeżyciem i mój organizm
potrzebował odreagowania. Sen wydawał się najlepszym rozwiązaniem. Sen zdaje
się być najlepszym rozwiązaniem na wiele bolączek życiowych, wyłączając
koszmary.
Wróżka
powiedziała mi wiele rzeczy, które wkrótce przyjdzie mi zweryfikować. Nie
wspominała o niczym niepokojącym, a raczej dawała sygnały, że karty mówią o mej
przyszłości, ale nie podpowiadają rozwiązania. Wspomniała, że na pewnym etapie życia
będę wybierała pomiędzy dwoma mężczyznami. Jeden będzie szaleńczą miłością,
drugi natomiast rozsądnym wyborem. Zapytałam czy dobrze wybiorę. Odparła, że tak,
bo będę szczęśliwa jako kobieta, ale ona nie umie mi powiedzieć, którego z nich
wybiorę. Nie było tego w kartach, one tylko pokazywały, że zaistnieje taka
sytuacja, a wyboru dokonam już sama. Czyli więc wybór nie jest moim
przeznaczeniem, jest świadomą decyzją, którą muszę podjąć, kiedy nadejdzie
czas. Powiedziała, że będę wiedziała, co mam robić. Będę to czuła.
Długo
jeszcze zastanawiałam się nad jej słowami. Nad linią przeznaczenia i nad tymi,
którzy mogą być panami swojego życia. I czy można to w jakiś sposób zmienić?
Czy to, co się dzieje, jest wyborem czy nie, czy mam na to wpływ? Jestem w
stanie decydować? Czy też decyzja jest znana, zanim jeszcze pojawi się wybór?
Rozmyślałam
nad życiem ludzi, których bliżej znam. Nad ich światem i sposobem widzenia
świata. Czy to ich decyzje, ich przeszłość, czy ich przeznaczenie determinuje
to, gdzie znaleźli się w obecnej chwili życia. Świadomie istnieją czy tylko
realizują narzucony im z góry plan? A może nie ma sensu jakiekolwiek ocenianie
ich rzeczywistości, bo los musi się dopełnić. Bez względu na cenę, jaką
przyjdzie nam zapłacić.
Hej wpadłam tu zupełnie przez przypadek więc postanowiłam poczytać. Masz wielki talent. To jest rewelacyjne. czekam na więcej. obserwuję O.O wpadnij też do mnie http://wishniowaa141.bloa.pl/
OdpowiedzUsuń