niedziela, 3 listopada 2013

Linia przeznaczenia


      Usiadłam na przeciwko kobiety. Stołek był już przygotowany. Odsunięty od stołu, by ułatwić siadanie, jakby wręcz czekał na kolejnego gościa. Na historię, która wkrótce  zostanie wysnuta i wyzwolona w przestrzeń niewielkiego pomieszczenia. Zmiesza się z powietrzem, dymem tytoniowym wydmuchiwanym z płuc gospodyni i bliżej nieokreśloną materią, która poniekąd tworzy rzeczywistość. Pojawi się i zniknie, tak jak wszystko na tym świecie. Teraz jest wszechświatem, ale po upływie krótkiej chwili, odejdzie do przeszłości. Pozostanie jako wspomnienie. To co teraz jest całym istnieniem, po chwili obróci się w bezimienną nicość. Jak pył szybujący wraz z wiatrem.

Kobieta nakazała mi przysunąć krzesło bliżej blatu, tak by mogła mieć ze mną swobodny kontakt. Miała rude, krótkie włosy, czerwone paznokcie i wyrazistą twarz, oceniając na oko,  około sześćdziesięcioletniej matrony. Nie tak ją sobie wyobrażałam pewnie, dlatego że od zawsze żyłam w przekonaniu, że wróżka powinna być eteryczną istotą, która poprzez swój dar już na pierwszy rzut oka, wyraźnie odróżnia się od reszty bezbarwnej masy pogrążonej w snuciu realnego życia. Nie wiedziałam jak mam do niej mówić, nie znałam jej imienia, a słowa „Pani Wróżko” zupełnie nie przechodziły mi przez gardło, nie pasowały do sytuacji. Niby była to magiczna chwila, a jednak otoczka zwyczajności psuła wyjątkową aurę. Nie było świec, kadzidełek ani innych typowych przedmiotów, tylko karty na stoliku nadawały nieco inny, charakter temu spotkaniu. Reszta niczym nie odbiegała od standardowego pomieszczenia, przeciętnych ludzi z sąsiedztwa.

Stół był drewniany, chyba lipowy. Na blacie leżała barwna cerata w niezbyt wyszukany motyw kwiatowy. Dominowały gryzące się nieco kolory żółci i czerwieni. Miałam czas by przyjrzeć się pomieszczeniu, bo do kobiety zadzwonił telefon.  Podniosła słuchawkę starodawnego telefonu, w dobie zdominowanej przez telefony komórkowe. Nasze spotkanie, więc zostało przerwane zanim w ogóle zdążyło się rozpocząć. Słyszałam jej głos, mocny i typowo racjonalny, trochę zbyt chrypliwy jak na kobietę, a jednak jego dźwięk był przyjemny dla mych uszu. Nieco egzotyczny, ale na swój specyficzny sposób melodyjny. Wróżka doradzała przyjaciółce, ale była to typowo przyjacielska rada, niezwiązana ze światem magii. Nader zwyczajna pomoc w potrzebie człowiekowi, który nie do końca ma pojęcie jak rozwikłać swój problem i szuka pomocy z zewnątrz. Widać rudowłosa istota, budziła w ludziach zaufanie, na tyle że składali na jej ręce zmartwienia, licząc na jej mądrą radę i współczucie.

Na jasnoszarych kafelkach, pokrywających kuchenną podłogę,  stały dwie metalowe miski. Jedna napełniona wodą, druga natomiast karmą dla zwierząt. Nie sposób było odgadnąć czy mała jadalnia, należała do kota czy też niewielkiego psa, bo przez całe spotkanie w kuchni nie pojawiło się żadne stworzenie. Patrzyłam kątem oka na korytarz prowadzący do kolejnego pomieszczenia, ale żadna mała istotka nie wypełzła zaciekawiona głosami dochodzącymi z jadalni. Musiała chyba spać spokojnie w innym pomieszczeniu, przyzwyczajona do tego, że jego pani nie miała czasu popołudniami. To był czas przeznaczony dla klientów i żadne pieszczoty ani skupianie na sobie uwagi nie wchodziło w grę. Zwierzęta szybko potrafią przywyknąć do narzucanych im reguł. Niekiedy nawet, następuje to  zdecydowanie szybciej niż u myślących ludzi.

Z rozmyślań dotyczących lokum, zamieszkiwanym przez kobietę, wyrwały mnie słowa : „Słuchaj kochana, oddzwonię do Ciebie później, teraz mam klientkę”. Wtedy wiedziałam, że nadszedł mój czas i zaczęłam skupiać swoją uwagę na osobie, po której widzenie przyszłam. Kobieta energicznie odłożyła słuchawkę, zapaliła kolejnego papierosa i poprosiła bym pokazała jej dłonie. Kłęby tytoniowego dymu wydmuchiwała, odchylając głowę ku prawej stronie. Robiła to z naturalnym wdziękiem. I choć umiejętność palenia nie jest ani cechą wrodzoną, to jednak sprawiała wrażenie jakby papieros był nieodłączną częścią jej osobowości. Tak samo zresztą, jak farbowane na rudo włosy i szpiczaste paznokcie u palców dłoni. Wyciągnęłam ręce i nieśmiało położyłam je na blacie. Przytłumiona sytuacją, automatycznie zwróciłam dłonie wewnętrzną stroną do stołu. Kobieta ruchem ręki nakazał mi odwrócenie dłoni ku niej. Jak inaczej mogła opowiedzieć mi o przepowiedni?

Nie byłam pewna ani sytuacji w której się znalazłam, ani tego czy faktycznie chcę znać swoją przyszłość. Być może tylko mi się zdawało, że jestem na to gotowa i że tego właśnie oczekuję. Pragnę poznać swoje przeznaczenie. Po prostu chcę zaspokoić ciekawość i ukoić niepokój, który nie pozwala mi spojrzeć ze spokojem na teraźniejszość.

A co, jeśli dowiem się czegoś, czego wcale nie powinnam usłyszeć? Słowa przepowiedni, które zawładną moim umysłem i nie pozwolą mi normalnie funkcjonować? Przecież może i tak się przydarzyć, nikt mi nie zagwarantuje, że owo spotkanie nie zaowocuje w destrukcyjne dla mej osobowości, konsekwencje. Nie ma takiej gwarancji. Każde, bowiem przedsięwzięcie łączy się z ryzykiem, ryzykiem, które poniekąd trzeba podjąć.

Nawet w najpopularniejszych religiach, nie zaleca się chodzenia do jasnowidzów, czasem wręcz zakazuje tego procederu, strasząc potępieniem w piekle nie dlatego, że jest to czymś złym jako czynność sama w sobie, tylko dlatego że ludzie są zbyt słabi, a zbytnia wiedza może doprowadzić ich do szybkiej autodestrukcji. Staną się marionetkami, tyle że nie szatana, który nimi niejako zawładnie, tylko samych siebie. Ich proroctwo zacznie spełniać się w formie samorealizującej się przepowiedni i bez wątpienia nie dlatego, że tak mówi wróżka, tylko dlatego, że wiedząc o złu które może im się przydarzyć sami zaczną je do siebie przyciągać. Podświadomie uczynią wszystko, by sprawdziło się ich przeznaczenie, bo nie przyjdzie im do głowy, że można go uniknąć. A czy właściwie można uniknąć przeznaczenia? Da się zmodyfikować los zapisany w gwiazdach, czy też zawsze będzie się twórcą i jedynym panem swojego życia, mamy przecież wolną wolę? Ale czy na pewno tak jest?

Ludzie, którzy żyją tak a nie inaczej, których niekiedy chciałoby się potrząsnąć by przestali poruszać się we mgle i zaczęli decydować o swoim losie. Czy i oni mają wpływ na zmianę swojego losu, czy są jak rzeka która płynie zgodnie  z przypisanym jej konkretnym korytem. Czasem widząc takie przypadki, krzyczę niemo: ”Obudź się, Twoje życie nie może być takie bezsensowne”, „Przestań zwalać winę na cały świat, spróbuj zawalczyć o to, czego pragniesz”, „Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, że to, co widzisz nie jest jedyną drogą?”.

 Oni jednak nigdy mnie nie słyszą.

Nie mam odwagi powiedzieć tego wprost, nie mam nawet prawa by to czynić. Bo jak powiedzieć komuś, że zmarnował swoje życie i uwił wokół siebie kokon marazmu i bezsilności. Nikt nie wyciągnie go z tej pułapki, jeśli on sam tego nie dokona. A co jeśli nie wie? Jeśli nie zdaje sobie sprawy, że to, co jest, wcale nie jest tym, czym jest. Dziwne? Wcale nie, to nie magia tylko relatywne spojrzenie na tę samą rzeczywistość. Na świat, w którym nie ma ani dobra ani zła, są tylko myśli, uczucia i związane z nimi subiektywne działania.

A jeśli umrę nie wiedząc, że mogłam żyć inaczej, jeśli źle zapisałam swoją drogę. Wybrałam niewłaściwe ścieżki i ominęłam, co ciekawsze miejsca. Może to nie gwiazdy, tylko ja sama odpowiadam za to, czym się stałam, za życie, które dotychczas prowadziłam i za wybory, które podjęłam. Może…

Kobieta ścisnęła moją dłoń mocno. Przyglądała się raz zarazem prawej i lewej kończynie, jakby coś porównując. Patrzyła przez chwilę z uwagą zanim zaczęła mówić. Opowiadała o liniach, które wyryte zostały na mojej dłoni. Nie zdawałam sobie sprawy, że tylu ile ludzi, tyle jest różnych losów. Każda dłoń opowiada inną historię, tak samo jak nie da się porównać linii papilarnych dwóch różnych palców. Brzmiało to dosyć abstrakcyjnie a jednak wiedziałam, że to musi coś oznaczać. Natura z jakiegoś powodu zadecydowała, że nie będziemy się powtarzać, a to, co można odczytać z ręki człowieka, różni się. Inne życie i inne losy, inne przeznaczenia.

Moje życie, zgodnie ze słowami wróżki, miało być ciekawe i dobre. Nie przepowiadała mi żadnych tragedii, które mogłyby zniszczyć, to, na co dotychczas pracowałam. Chociaż z jej słów wywnioskowałam, że linia tragedii, nie pojawia się na dłoni wraz z urodzeniem. Jeśli w ogóle na niej jest to, dlatego, że zarysowuje się w którymś okresie życia, nie należy, zatem do linii stałych. Przypisana jest tylko niektórym. Nie ma chyba pewności, że jeszcze kiedyś znajdę jej zarys na skórze.

Zaciekawiła mnie swoimi słowami, zaintrygowała już od samego początku, dokładnie od chwili, gdy zapytała mnie o problem z oczami. O wadę genetyczną, która zaczynała się u mnie nasilać w ostatnim czasie, a o której niewiele osób w ogóle wiedziało. Właściwie to ja sama zdawałam sobie z niej sprawę zaledwie od roku. Spojrzała na dłoń, na zagłębienie fałd, które się utworzyło po wygięciu dłoni i było dla niej jasne, że moim problemem są oczy. Nie wgłębiała się w szczegóły, nie pytała mnie o mgłę, która coraz częściej mnie otacza, ani o dolegliwości towarzyszące schorzeniu. Najwyżej będziesz nosić okulary-skwitowała, bagatelizując siłę problemu. Od lekarzy słyszałam, że wada, którą posiadam, nie jest możliwa do wyleczenia. Nie jest też szczególnie groźna, chociaż z czasem może przysporzyć mi kłopotu w postaci słabszej ostrości widzenia. Po prostu musiałam zaakceptować to, czego zmienić nie byłam w stanie. Dobrze mi to szło, nie walczyłam z rzeczami, które dotychczas nie przysparzały mi zbytnich zmartwień.

Po wysłuchaniu, tych kilku uwag, z ust kobiety trzymającej moją dłoń, zrozumiałam, ze nie musi odpowiadać wymyślonemu przeze mnie mistycznemu wizerunkowi, jeśli tylko naprawdę potrafi przepowiadać los. Nie ma znaczenia czy jest otulona w tiule i ma długie naturalnie jasne włosy, by posiadać wiedzę, którą bez wątpienia miała. Magia jest wszędzie, nie koniecznie tam gdzie spodziewamy się ją dostrzec. Czasem po prostu nas otacza, a my nie umiemy dostrzec jej obecności, stłamszeni szarym życiem w szarej masie bezrozumnych współbraci. Gdybym spotkała ją na ulicy, przez myśl by mi nie przeszło, że ta kobieta potrafi odczytywać ludzki los, że odróżnia się od reszty i ma rozwinięty szósty zmysł. Była barwna, owszem, ale w jej fizjonomii nie było nic wyjątkowego. Ładna, zadbana, masywna kobieta w okolicach sześćdziesięciu lat. Tyle mogłabym o niej powiedzieć, tylko tyle było jasne, nic ponadto.

Mówiła przez dłuższy czas o tym, co widzi w mej dłoni, a później rozkładała karty by potwierdzić pewne fakty i dodać nowe, które z dłoni nie były możliwe do odczytania. Fascynowało mnie to, co mówiła, stanowiło totalne novum. Opisując mą dłoń powiedziała, że mam silnie rozwiniętą linię losu, inaczej zwaną też linią przeznaczenia. Powiedziała, że nie na wszystko w moim życiu mam wpływ, pewne rzeczy po prostu się dzieją, bo muszą się wydarzyć i nie ma na to rady. Nie zapobiegnę temu, co jest wpisane w moją istotę. To coś jak karma odziedziczona poniekąd z innych wcieleń. Dodała, widząc moje nieukrywaną zaciekawienie, że wbrew pozorom, nie na każdej dłoni widoczna jest linia przeznaczenia. Niektórzy jej nie mają. Nie wiele jest takich osób, ale pojawiają się sporadycznie. Uważa się, że takie jednostki, są kowalami własnego losu i nie mogą swej doli czy też nie doli zrzucać na przeznaczenie, bo jego władanie ich akurat nie obejmuje. Urodzili są z czystą kartą, która dopiero z biegiem lat zostanie zapisana. W jaki sposób to nastąpi, zależy już tylko od nich.

Kiedy wyszłam od kobiety poczułam się wyjątkowo zmęczona. Odpłynęła ode mnie cała energia i byłam zupełnie jak bezwolna marionetka. Nie wiem czy wynikało to z towarzyszących mi wcześniej emocji-zawsze, bowiem człowiek mimo woli, zawsze obawia się, że dowie się o rzeczach, których wcale nie chciałby wiedzieć. Czy też po prostu spotkanie z medium było silnym psychicznie przeżyciem i mój organizm potrzebował odreagowania. Sen wydawał się najlepszym rozwiązaniem. Sen zdaje się być najlepszym rozwiązaniem na wiele bolączek życiowych, wyłączając koszmary.

Wróżka powiedziała mi wiele rzeczy, które wkrótce przyjdzie mi zweryfikować. Nie wspominała o niczym niepokojącym, a raczej dawała sygnały, że karty mówią o mej przyszłości, ale nie podpowiadają rozwiązania. Wspomniała, że na pewnym etapie życia będę wybierała pomiędzy dwoma mężczyznami. Jeden będzie szaleńczą miłością, drugi natomiast rozsądnym wyborem. Zapytałam czy dobrze wybiorę. Odparła, że tak, bo będę szczęśliwa jako kobieta, ale ona nie umie mi powiedzieć, którego z nich wybiorę. Nie było tego w kartach, one tylko pokazywały, że zaistnieje taka sytuacja, a wyboru dokonam już sama. Czyli więc wybór nie jest moim przeznaczeniem, jest świadomą decyzją, którą muszę podjąć, kiedy nadejdzie czas. Powiedziała, że będę wiedziała, co mam robić. Będę to czuła.

Długo jeszcze zastanawiałam się nad jej słowami. Nad linią przeznaczenia i nad tymi, którzy mogą być panami swojego życia. I czy można to w jakiś sposób zmienić? Czy to, co się dzieje, jest wyborem czy nie, czy mam na to wpływ? Jestem w stanie decydować? Czy też decyzja jest znana, zanim jeszcze pojawi się wybór?

Rozmyślałam nad życiem ludzi, których bliżej znam. Nad ich światem i sposobem widzenia świata. Czy to ich decyzje, ich przeszłość, czy ich przeznaczenie determinuje to, gdzie znaleźli się w obecnej chwili życia. Świadomie istnieją czy tylko realizują narzucony im z góry plan? A może nie ma sensu jakiekolwiek ocenianie ich rzeczywistości, bo los musi się dopełnić. Bez względu na cenę, jaką przyjdzie nam zapłacić.





1 komentarz:

  1. Hej wpadłam tu zupełnie przez przypadek więc postanowiłam poczytać. Masz wielki talent. To jest rewelacyjne. czekam na więcej. obserwuję O.O wpadnij też do mnie http://wishniowaa141.bloa.pl/

    OdpowiedzUsuń