Szłam polną drogą, mijając zapadające się rudery. Dużo było
ich w okolicy, bo wioska stopniowo zaczęła obumierać. Ludzi wciąż ubywało. Nowi
nie przyjeżdżali by osiedlać się na niedostępnych terenach, a miejscowi albo
ewakuowali się w bardziej przyjazne tereny albo po prostu odchodzili. Na śmierć
nie ma lekarstwa, człowiek idzie w drogę, dzień po dniu przybliża się do celu,
nie zdając sobie z tego sprawy. Takie są koleje losu.
Moja ciotka nie chciała opuścić tego miejsca, nie dziwię jej
się, miało w sobie przecież tak wiele uroku. Ciotka uznała, że odejdzie stąd
wraz ze swoim duchem. Twierdziła, że takie jest jej przeznaczenie. Tylko tutaj
czuła się szczęśliwa, a może po prostu była szczęśliwym człowiekiem, bo jej
zadowolenie tkwiło w jej wnętrzu, niezależnie od miejsca w którym obecnie
przebywała. Za dużo tych miejsc nie było zresztą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz