środa, 7 maja 2014

Annie

1       
                                 
-Chrzanię to! Nie mam zamiaru przyjąć tego zlecenia - krzyknęła  zdenerwowana Annie. Nie wiem dlaczego zawsze dostaję najgorsze tematy. Reportaże, których realizacja jest koszmarem. To jakiś absurd! Muszę paprać się w głównie po łokcie, a i tak podziękowania i uznanie za „Dodatek społeczny” do naszego miesięcznika, zbiera ten francowaty lizus Harold. Dziwnym trafem, facet nawet nie wychodzi z biura, a naczelna traktuje go, jakby był podczas realizacji każdego z projektów. Kpina.

Ann, schowała twarz w dłoniach. Jasne, długie włosy otuliły jej głowę niczym zasłona. Instynktownie skuliła się w fotelu, jakby chciała schować się przed światem. Siedzisko znajdujące się w biurze najlepszej przyjaciółki Ann, nadawało się do tego idealnie. Było potężne i przytulne, a Ann szczupła i niezbyt wysoka, więc nie miała problemu by zniknąć w jego mlecznych obiciu i znaleźć tam swój prywatny azyl. Liz, jako główna redaktorka działu „styl i moda”, była nie tylko najlepszą przyjaciółką, a zarazem koleżanką z redakcji, ale także szczęśliwą posiadaczką dużego i urządzonego ze smakiem pokoju, który nie raz służył Ann za bezpieczną przystań. Zawsze gdy Harold, naczelna bądź inne zawodowe frustracje chwytały ją w swe metalowe kleszcze i nie pozwalały swobodnie myśleć, kobieta uciekała do Liz. Siadała w fotelu i dzieliła się swoimi rozterkami, a czasami po prostu milczała i piła zieloną herbatę, którą zaparzała jej Liz, delektując się ciszą.

Gdyby nie to schronienie, Ann najpewniej musiałaby teraz patrzeć na zadowoloną twarz Harolda, swojego „kolegi” z działu „sprawy społeczne, psychologia i sensacje”, a zarazem człowieka, któremu zawdzięczała zdecydowaną większość utrudnień i niedogodności, które spotykały ją w pracy. Harold wiedział jak kopać pod człowiekiem dół, tak żeby ten wpadł w niego, nie uświadamiając sobie nawet, że ktoś na niego czyhał. Dawniej wróg od razu prezentował swoje zamiary, obecnie nie można już było tego oczekiwać. Częściej okazywało się, że nieprzyjaciel to nie ten, który bez kompromisowo walczy o swoje zasady, a ten który uśmiechając się i prawiąc życzliwości, knuje za plecami chytry podstępny plan zniszczenia. Dokładnie takim człowiekiem był Harold. Dwulicową kreaturą, wyjątkowo biegłą w manipulowaniu ludźmi. Ann czuła  jego świdrujący wzrok na skórze i słyszała wypowiedziane pretensjonalnym tonem słowa „Ann, jesteś świetna. Na pewno sobie poradzisz. Dobrze wiesz, że ludzie kochają sensacyjne tematy, a Ty jesteś ich bezapelacyjną królową”. To były ostatnie słowa, które zdążył do niej powiedzieć, zanim nie poruszona jego osobą, ukryła się w kolorystycznie stonowanym pokoju Liz.

Ciało Ann silnie drżało, a na czole pojawiły się kropelki potu. Zawsze tak reagowała w chwilach dużego stresu. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest całkowicie bezbronna i zupełnie nie ma władzy nad własnym życiem. Osaczona przez rzeczywistość, która nie pozwala jej swobodnie oddychać. Złość, którą emanowała na zewnątrz opowiadając Liz o Haroldzie i jego zagrywkach, była tylko wierzchnią warstwą tego co się w niej kumulowało.  Dominującym uczuciem był strach. Bała się zetknięcia z rzeczywistością i świadomości, tego co spotka ją w najbliższym czasie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz