Zyskam miano
innej, dziwnej, nieprzystosowanej do życia, a może nawet chorej psychicznie,
tak samo jak Wieszczka Śmierci. Ona żyła innym życiem. Nie wiem czy taki był
jej świadomy wybór, czy też choroba za nią podjęła decyzję dotyczącą życia, ale
jej swoboda istnienia wzbudzała moją fascynację. Nie żyła zgodnie z zasadami
martwego miasteczka i wydawało się, że zupełnie nie przeszkadza jej świadomość
braku akceptacji. Być może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Słyszałam jak
rozmawiając z Zielarką, mówiła, że takie właśnie jest jej życie, a ona nie chce
żyć inaczej. W swoim szaleństwie i pozornej społecznej nieporadności, wydawała
się być szczęśliwsza niż ludzie, którzy budzili miejscowy zachwyt i szacunek.
Chciałam do niej dotrzeć i odkryć jej tajemnicę, miałam nadzieję, że pozwoli mi
to odnaleźć się w życiu, bo nieodparcie czułam że nie pasuję do otoczenia w
którym na co dzień przebywałam, a nie było nikogo z kim mogłabym szczerze
porozmawiać.
Ludzie bali
się rozmawiać. Owszem mówili, dużo i z zasady bardzo chętnie, ale były to
jałowe monologi, skupione na niczym. Jakby każdy mówił, ale nikt nikogo nie
słuchał. Żadnego porozumienia, najmniejszej próby dotarcia do wnętrza drugiego
człowieka. Jaki cel miałby temu służyć? Największym problemem w słuchaniu, jak
się okazało z czasem, była świadomość, że przypadkiem można otworzyć swój umysł
i faktycznie usłyszeć. A co jeśli wcale nie chce się słyszeć ? Wygodne życie,
to życie zamknięte. Ciągła bieganina, zapracowanie, mnóstwo ludzi wokół i
nieustający chaos, a wszystko po to by życie jakoś przetrwać. Nie przeżyć, nie
smakować czy poznawać, ale dotrwać do miejsca z którego nie będzie już powrotu.
I zapadnie ulga, że udało się ślepo i głucho, dojść do celu. Widzenie i
słyszenie, nie jest pożądane w martwym mieście. Nic co pozwala czuć i myśleć,
nie jest szczególnie interesujące.
I w końcu
natrafiła się okazja by zbliżyć się do Wieszczki. Wiedziałam, że dzień ten w
końcu nastąpi, ale nie mogłam przewidzieć czym dla mnie skończy się próba
poznania Karoliny. Letnim sierpniowym popołudniem, kiedy dni zaczynały być
coraz krótsze, a wiatry coraz chłodniejsze, poczułam nagle jak ktoś mimowolnie skupia moją uwagę. Intuicyjnie
przerwałam rozmowę ze sprzedawcą jabłek. Odwróciłam się na pięcie, dokładnie w
kierunku z którego owa koncentracja energii się pojawiała i zgodnie z
przeczuciem dostrzegłam w oddali kroczącą śpiesznie Wieszczkę. Mój umysł od
dłuższego czasu tak bardzo opętany był myślą o kobiecie, że podświadomie
odczytywałam pojawiające się zapowiedzi jej nadejścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz