środa, 23 października 2013

Ludzie Mocy-opowieści niedokończone...

       W powietrzu czuć było zapach palonych ciał. Jakaś dziwna materia, której nie potrafiłam zweryfikować, unosiła się z wiatrem i dotarła do wioski za lasem.
Może płonąca ludzka skóra daje taki swąd, albo mięso odrywane od kości, a może sama świadomość, że w odległości kilku kilometrów palą ludzkie ciała, sprawił że poczułam dziwny odpychający odór. 
      Matka zawsze mówiła, że my czarownice widzimy i czujemy więcej niż normalni ludzie. Wiedziałam, że ma racje, bo nikt z moich współplemieńców nie reagował na to, wobec czego ja nie umiałam przejść obojętnie.
Krzyki ludzi palonych żywcem w ognisku. Twarze wykrzywione w diabolicznym grymasie, jęki kobiet otumanionych bólem.
Widziałam je.
Wszystkie, jedna za drugą,  przepłynęły przed moimi oczami, sunęły bez pośpiechu, skazując mnie na pamięć ich potępienia. Wśród  skazanych na męki byli głównie mężczyźni: mordercy i złodzieje, kilka kobiet oskarżonych o czary i dziewczyna która stała na pograniczu między świadek dzieci i dorosłych. Była inna niż jej towarzyszki niedoli , jako jedyna faktycznie była czarownicą.
         Młoda, rudowłosa kobieta, zobaczyła mnie. Jej świdrujące jak ostrze spojrzenie przeszyło mnie na wskroś, a nasze dusze na moment się połączyły.  Słyszałam jak z rozdzieranych przez ból ust, wykrzyczała resztą sił:  „Zabij go siostro!”, Zabij go!
Upadłam na ziemię w chwili, gdy zorientowałam się, że strażnicy ognisk przeszukują wzrokiem otoczenie. Dobrze wiedzieli, że ruda czarownica, przywiązana do płonącego koła nie ma siostry. Nigdy nie popełniali tak karygodnych błędów, ryzyko zemsty było zbyt duże.
        Leżałam pośród trawy, zamroczona wizją. Bałam się wychylić ponad źdźbła, wiedziałam, że czujne oczy wciąż krążą, wypatrując mnie. Dziewczynaka o mało mnie nie wydała. Musiałam uważać, bo szpicle Davla, nie przestawali szukać źródła mocy. Czasem starczyło by jedno, pośpieszne spojrzenie, przyczyniło się do wydania wyroku śmierci. Od niego nie było już odwołania.
Wielu zginęło, tylko przez to, że wygląd ich odbiegał od przeciętnego wyglądu ludzi z wiosek. Często jednak nie miał on żadnego odzwierciedlenia w mocy, która z wyglądem nie miała zbyt dużo wspólnego. Po prostu przypadkowa kombinacja genów powodowała taki a nie inny efekt. Smutny powód by zginąć niewinnie na stosie, ale płonące w okolicy, liczne ogniska skutecznie przerażały poddanych okrutnego Davla. Nie tylko tych, którzy wyróżniali się ponad miarę z szarego tłumu, skazanych na ciężki los, mieszkańców Dziewięciu Wzgórz. 
       Ludzie mocy bali się chyba nawet mniej niż inni, bo ich próg bólu był wyższy od przeciętnego, poza tym często miewali to szczęście, że cierpienie dosyć szybko znajdowało swój kres. Wiązano to z faktem, innych predyspozycji, które wynikały z posiadanych umiejętności. 
    Matka często powtarzała, że nie można dostać czegoś, a jednocześnie czegoś nie stracić. Ufała przeświadczeniu, że w świecie panuje równowaga, zatem nadmiar mocy musiał wiązać się z brakiem innych walorów. Zazwyczaj chodziło o spokój, brak uczuć, czy problem z pojęciem granicy między mocą a jej nadużyciem, nigdy jednak nie można było przewidzieć jakie odbicie nadmiar mocy będzie miał u konkretnego osobnika. Nie można było tego oszacować nawet na podstawie rodów, bo genetyka u Ludzi Mocy nie była tak przewidywalna, może jedynie poza faktem, że ktoś z potomków uzyska wraz z urodzeniem nadmiar, który będzie miał odbicie w jego przyszłym losie. 
     Nie zawsze była to moc, mógł być to wyjątkowy talent, bądź szczególnie dobrze opanowana zdolność, z pozoru banalna, aczkolwiek opanowana do perfekcji.
Miałam dużo szczęście, że wyrodziłam się z ludzi mocy. Blond włosy, niebieskie oczy i anielski uśmiech dawały mi zasłonę, którą ciężko byłoby mi normalnie uzyskać. Nie musiałam specjalnie się starać, a moja dusza tkwiła bezpiecznie ukryta pod nieskomplikowanym wizualnie obliczem. Nikt nie mógł przypuszczać, że tak prosty obraz może kryć tak wiele tajemnic. 
     Matka często ostrzegała mnie, bym nigdy nie dzieliła się z ludźmi, wiedzą o swoim pochodzeniu. Przestrzegała przed słowami, których raz wypowiedzianych nie da się cofnąć, a pamięć o nich nie zatrze się już nigdy. Kazała mi szanować to kim jestem, ale nigdy nie pozwalać ludziom zbliżyć się na tyle by mogli wyczytać w mojej duszy, to co w przyszłości może przynieść moją zgubę. Bała się o mnie tak samo, jak każda matka boi się o swoje dziecko. Przyczyn byłowiele, ale powód zawsze ten sam-miłość i troska.
  Nikt nie wiedział że mam moc, która zdecydowanie przewyższa możliwości  zwykłych czarowników. Trzymałam się zasad, które wpoiła we mnie matka, po jej odejściu niewiele więcej mi zostało. Niestety życie ludzi mocy, nie jest łatwiejsze niż innych, nic nie jest prostsze, a śmierć upomina się o swoje ofiary, nie patrząc na ich wiek czy zasługi. Sprawiedliwość, jest ostatnią z rzeczy której można powierzyć swój los. Istnieje równowaga, ale nie sprawiedliwość.
 ccccRodzice zginęli zanim skończyłam 7 lat. Ich śmierć była szybka, a matka obdarzona niesamowitą intuicję, która przez lata pozwala jej odkrywać karty losu, tym razem nie dała o sobie znać. Wręcz przeciwnie kierowała ich ku ścieżce przeznaczenia. Ludzie Mocy, choć posiedli rozliczne umiejętności, z pokorą oddają swój los w ręce przeznaczenia, wiedzą że są siły nad którymi nikt nie ma władania, a próba przeciwstawiania się wywołuje jedynie niepotrzebny chaos. 
    Nikt nie zmieni godziny ani  miejsca swojej śmierci, nawet ten który ma moc. Jeśli unika się śmierci, to tylko dlatego, że taka była wola losu, nie zaś z innych przyczyn. Inne przyczyny nie istnieją...
                                       














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz