W powietrzu
czuć było zapach palonych ciał. Jakaś dziwna materia, której nie potrafiłam
zweryfikować, unosiła się z wiatrem i dotarła do wioski za lasem.
Może płonąca
ludzka skóra daje taki swąd, albo mięso odrywane od kości, a może sama
świadomość, że w odległości kilku kilometrów palą ludzkie ciała, sprawił że
poczułam dziwny odpychający odór.
Matka zawsze mówiła, że my czarownice widzimy
i czujemy więcej niż normalni ludzie. Wiedziałam, że ma racje, bo nikt z moich
współplemieńców nie reagował na to, wobec czego ja nie umiałam przejść
obojętnie.
Krzyki ludzi
palonych żywcem w ognisku. Twarze wykrzywione w diabolicznym grymasie, jęki
kobiet otumanionych bólem.
Widziałam
je.
Wszystkie,
jedna za drugą, przepłynęły przed moimi
oczami, sunęły bez pośpiechu, skazując mnie na pamięć ich potępienia. Wśród skazanych na męki byli głównie mężczyźni:
mordercy i złodzieje, kilka kobiet oskarżonych o czary i dziewczyna która stała
na pograniczu między świadek dzieci i dorosłych. Była inna niż jej towarzyszki
niedoli , jako jedyna faktycznie była czarownicą.
Młoda, rudowłosa kobieta, zobaczyła mnie. Jej
świdrujące jak ostrze spojrzenie przeszyło mnie na wskroś, a nasze dusze na
moment się połączyły. Słyszałam jak z
rozdzieranych przez ból ust, wykrzyczała resztą sił: „Zabij go siostro!”, Zabij go!
Upadłam na
ziemię w chwili, gdy zorientowałam się, że strażnicy ognisk przeszukują
wzrokiem otoczenie. Dobrze wiedzieli, że ruda czarownica, przywiązana do
płonącego koła nie ma siostry. Nigdy nie popełniali tak karygodnych błędów, ryzyko zemsty było zbyt
duże.
Leżałam
pośród trawy, zamroczona wizją. Bałam się wychylić ponad źdźbła, wiedziałam, że
czujne oczy wciąż krążą, wypatrując mnie. Dziewczynaka o mało mnie nie wydała. Musiałam
uważać, bo szpicle Davla, nie przestawali szukać źródła mocy. Czasem starczyło
by jedno, pośpieszne spojrzenie, przyczyniło się do wydania wyroku śmierci. Od niego nie było już odwołania.
Wielu
zginęło, tylko przez to, że wygląd ich odbiegał od przeciętnego wyglądu ludzi z
wiosek. Często jednak nie miał on żadnego odzwierciedlenia w mocy, która z
wyglądem nie miała zbyt dużo wspólnego. Po prostu przypadkowa kombinacja genów
powodowała taki a nie inny efekt. Smutny powód by zginąć niewinnie na stosie, ale płonące w okolicy, liczne ogniska skutecznie przerażały poddanych okrutnego Davla. Nie tylko
tych, którzy wyróżniali się ponad miarę z szarego tłumu, skazanych na ciężki
los, mieszkańców Dziewięciu Wzgórz.
Ludzie mocy bali się chyba nawet mniej niż
inni, bo ich próg bólu był wyższy od przeciętnego, poza tym często miewali to
szczęście, że cierpienie dosyć szybko znajdowało swój kres. Wiązano to z
faktem, innych predyspozycji, które wynikały z posiadanych umiejętności.
Matka często
powtarzała, że nie można dostać czegoś, a jednocześnie czegoś nie stracić.
Ufała przeświadczeniu, że w świecie panuje równowaga, zatem nadmiar mocy musiał
wiązać się z brakiem innych walorów. Zazwyczaj chodziło o spokój, brak uczuć,
czy problem z pojęciem granicy między mocą a jej nadużyciem, nigdy jednak nie
można było przewidzieć jakie odbicie nadmiar mocy będzie miał u konkretnego
osobnika. Nie można było tego oszacować nawet na podstawie rodów, bo genetyka u Ludzi Mocy nie była tak przewidywalna, może jedynie poza faktem, że ktoś z
potomków uzyska wraz z urodzeniem nadmiar, który będzie miał odbicie w jego
przyszłym losie.
Nie zawsze była to moc, mógł być to wyjątkowy talent, bądź
szczególnie dobrze opanowana zdolność, z pozoru banalna, aczkolwiek opanowana
do perfekcji.
Miałam dużo szczęście,
że wyrodziłam się z ludzi mocy. Blond włosy, niebieskie oczy i anielski uśmiech
dawały mi zasłonę, którą ciężko byłoby mi normalnie uzyskać. Nie musiałam specjalnie się starać, a moja dusza tkwiła bezpiecznie ukryta pod
nieskomplikowanym wizualnie obliczem. Nikt nie mógł przypuszczać, że tak prosty
obraz może kryć tak wiele tajemnic.
Matka często ostrzegała mnie, bym nigdy nie
dzieliła się z ludźmi, wiedzą o swoim pochodzeniu. Przestrzegała przed słowami,
których raz wypowiedzianych nie da się cofnąć, a pamięć o nich nie zatrze się już nigdy. Kazała mi szanować to kim jestem, ale nigdy nie pozwalać ludziom zbliżyć
się na tyle by mogli wyczytać w mojej duszy, to co w przyszłości może przynieść moją zgubę.
Bała się o mnie tak samo, jak każda matka boi się o swoje dziecko. Przyczyn byłowiele, ale powód zawsze ten sam-miłość i troska.
Nikt nie wiedział że mam moc, która zdecydowanie
przewyższa możliwości zwykłych
czarowników. Trzymałam się zasad, które wpoiła we mnie matka, po jej odejściu
niewiele więcej mi zostało. Niestety życie ludzi mocy, nie jest łatwiejsze niż
innych, nic nie jest prostsze, a śmierć upomina się o swoje ofiary, nie patrząc
na ich wiek czy zasługi. Sprawiedliwość, jest ostatnią z rzeczy której można
powierzyć swój los. Istnieje równowaga, ale nie sprawiedliwość.
ccccRodzice zginęli zanim skończyłam 7 lat. Ich
śmierć była szybka, a matka obdarzona niesamowitą intuicję, która przez lata
pozwala jej odkrywać karty losu, tym razem nie dała o sobie znać. Wręcz
przeciwnie kierowała ich ku ścieżce przeznaczenia. Ludzie Mocy, choć posiedli
rozliczne umiejętności, z pokorą oddają swój los w ręce przeznaczenia, wiedzą
że są siły nad którymi nikt nie ma władania, a próba przeciwstawiania się
wywołuje jedynie niepotrzebny chaos.
Nikt nie zmieni godziny ani miejsca swojej śmierci, nawet ten który ma
moc. Jeśli unika się śmierci, to tylko dlatego, że taka była wola losu, nie zaś
z innych przyczyn. Inne przyczyny nie istnieją...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz